Popierajmy studia polonistyczne na Uniwersytecie w Drohobyczu. Dlaczego? Wyjaśnia z humorem i przekonuje felieton Margaryty Kondratenko "Rozterki polonistki na egzaminie C2".
W moim życiu było mnóstwo atrakcyjnych egzaminów. Czasami nawet trudno było nazwać je egzaminem, gdyby nie ocena w indeksie. EKONOMICZNY MĘDREK W kategorii najbardziej zaskakujących pytań zwyciężyłby egzamin z jakiejś tam ekonomii. Proszę sobie wyobrazić, że wykładowca powiedział, iż zada mi tylko jedno pytanie i jeżeli odpowiem, dostanę najwyższą ocenę. No i dobrze, pomyślałam: raz kozie śmierć. Nikt by się nie spodziewał, jakie pytanie wtedy padło. Więc uwaga! „Dlaczego blondynka boi się otwierać usta?”. Wszyscy osłupieli… a ja nie znalazłam nic lepszego na odpowiedź i odparłam: „Czy mogę prosić o telefon do przyjaciela?”. „Jasne, proszę bardzo”, – odpowiedział wykładowca. Chyba łatwo jest się domyślić, że rzeczywiście zadzwoniłam. Nie będę zanudzać Czytelnika tą długą historią, powiem tylko, że nie udało mi się odpowiedzieć poprawnie, jednak studenci stali po mojej stronie (moja wersja wydała im się lepsza) i dostałam pozytywną ocenę. Jestem ciekawa, jakie warianty odpowiedzi zaproponowałby drogi Czytelnik, na pewno byłyby ciekawsze. Moja odpowiedź była taka: „Blondynka boi się otwierać usta, ponieważ na tle białych włosów jej zęby będą wyglądały ciemne”. Wersja wykładowcy: „…bo zamkną jej się oczy”. Chyba nic dziwnego, że nie zostałam ekonomistką, lecz polonistką.
SCHULZFEST 2018. Z Bohdanem Zadurą.
Z CHARKOWA DO DROHOBYCZA Tak, zostałam polonistką. Z tego powodu przez dwa lata pokonywałam wcale niebliskie odległości między Charkowem a Drohobyczem. Aż wreszcie pewnego cudownego dnia wypadła mi możliwość zdać na Uniwersytecie Lwowskim egzamin certyfikatowy z języka polskiego jako obcego. Nie będę komentowała ani „rozumienia ze słuchu” (chociaż jestem przekonana, że żaden Polak nie byłby w stanie nie to że zrozumieć, a nawet usłyszeć tego burczenia niczym z blaszanego bidonu), ani „rozumienia tekstów pisanych” (nie mam żadnego pojęcia o tym co chciał powiedzieć autor). Opowiem więc o tym, co mnie naprawdę zaskoczyło – o zdawaniu „mówienia”. Według mnie, musiała to być najłatwiejsza część egzaminu, ale okazało się zupełnie inaczej… Nie, pytań o blondynkach nie było i samych blondynek też nie było. Były tylko Pani Profesor, Pani Asystentka i ja. A EGZAMIN WE LWOWIE... Egzamin na poziomie C2 przewiduje dyskusję z komisją. Dla mnie to raczej wyglądało jak egzamin w radzieckiej szkole. Rozmowa trwała dość długo, podam tylko niektóre fragmenty i moje myśli po usłyszeniu pytań. – Co to jest nauka? – Nauka może mieć kilka znaczeń, np. nauka jako uczenie się, albo badanie, wiedza. – Jakie bywają nauki? (Serio? Dobrze, wchodzę w grę.) – Nauki bywają przyrodnicze, ścisłe etc. Przyrodnicze to… ścisłe to… – Jaka nauka jest najważniejsza? (Co za głupie pytanie… Chyba pochodzi od twórców pytań na wzór „jaki zawód jest najważniejszy?” i „kogo kochasz bardziej, mamę czy tatę?”) – Nie możemy tak stawiać pytania. To że nie znam się na jakiejś nauce, wcale nie oznacza, że ona jest mniej ważna. Przeciętny człowiek np. nie interesuje się astronomią, ale dla ludzkości astronomia ma ogromne znaczenie. – Ale musi mnie pani przekonać, podać dowody. (Chyba nie warto zaczynać zdania od „ale”… a jakie było pytanie? A, tak, tak: przekonać.) – Według mnie, nie warto wyróżniać jakąś jedną naukę. Niektórzy lubią biologię, a ktoś przepada za literaturą. – Pani tak mówi o literaturze niby to coś, nawet nie wiem jak to powiedzieć, nawet boję się tego słowa… Niby to tylko dla wybranych. Chyba pani mnie zrozumiała? (Wcale nie…) – Nie o to chodzi. Po prostu komuś podoba się chemia, a komuś literatura czy coś innego. ... W FORMIE DYSKUSJI Z "PANIĄ CÓŻ TO ZA NAUKA" – I cóż to za nauka taka? Jakie są odkrycia w literaturze? – To że nie wiem jakie, nie znaczy że ich nie ma. Może ktoś odkryje jakąś nową metodę badań literackich czy nowy gatunek literacki. Oczywiście, jeżeli zostanie wynalezione lekarstwo na raka, to nikt nie wspomni o literaturze, wszyscy będą mówili o preparacie zwalczającym raka, będzie to ogromne osiągnięcie, wielki postęp. Z innej strony, każdy posługuje się językiem, niezależnie od tego, kim jest i jaki ma status społeczny, a to już filologia. (Mój mąż potem podał mi idealny przykład: „bez bomby jądrowej nie byłoby Związku Radzieckiego, ale bez Eneidy Kotlarewskiego nie byłoby Ukrainy”. Szkoda, że nic podobnego nie przyszło mi do głowy.) – Hmm… a w co inwestują amerykańskie uniwersytety? – Nie wiem, być może w astronomię, fizykę, ostatnio o tym dużo się mówi. – Pani przecież ogląda filmy. Kiedy zniszczymy naszą planetę, to dokąd polecimy? (Oglądam? Cóż to za filmy…) – Według mnie, jeżeli zniszczymy naszą planetę, to kolejną też zniszczymy, a to bez sensu. Lepiej ratować to, co mamy. – Musimy ratować nas i nasze dzieci!!! (Stop! Z czego tam jest ten egzamin?) POINTA UKRYTA ALE I WYRAZIŚCIE JAWNA Każda moja odpowiedź wywoływała dziwną reakcję na twarzy Pani Profesor. Czułam się bardzo niezręcznie i z całych sił starałam się zrozumieć, czy to mnie tak wypróbowywano, czy słowo „dyskusja” zostało potraktowane zbyt dosłownie? A może oceniane jest akurat nie mówienie, a stresoodporność albo, co jeszcze gorzej, światopogląd? Było to bardzo ciekawe doświadczenie. Kolejna przygoda była związana z tym, że w temacie był wyraz, którego nie znałam. Od razu powiedziałam o tym komisji z takim oto komentarzem: „Rozumiem, że nie należy tego mówić na egzaminie i moja otwartość doprowadzi mnie kiedyś do… (już nie przypomnę sobie, do czego), ale nie znam tego słowa, jednak spróbuję odpowiedzieć w oparciu o kontekst”. Toteż spróbowałam… Na koniec Pani Asystentka łaskawie wyjaśniła mi znaczenie tego wyrazu i ucieszyłam się, bo jednak podobnego określenia użyłam w mojej odpowiedzi. Na całe życie zapamiętam, że ignorancja to brak wiedzy, albo – jak powiedziała Pani – otępienie. Czyż nie super słowo?! Chyba jednak coś jeszcze może znaczyć?… W zależności od kontekstu właśnie. I oczywistego pokrewieństwa z wyrazem ignorować… PAMIĘTAJCIE: DO DROHOBYCZA Na wyniki tego wybitnego C2 czekałam ponad dwa miesiące. Kiedy prawie o północy, daleko w górach, dostałam wymarzony mail z pozytywnym wynikiem, padłam na kolana pośród karczmy! Byłam niezmiernie szczęśliwa. Otaczający mnie ludzie pytali, co się stało, a kiedy się dowiedzieli, patrzyli na mnie jak na wariatkę i tak to skomentowali: „Nie, no jeżeliby angielski to jasne, a po co ten polski?”…
Podsumowując: musimy więc ratować samych siebie, nasze dzieci i szukać nowej planety dla życia. Być może będzie to Planeta Schulz… I być może to mój sukces, że studiowałam polonistykę w Drohobyczu, nie we Lwowie…
Margaryta Kondratenko
absolwentka
studiów podyplomowych z polonistyki
na Uniwersytecie w Drohobyczu
Tytuł: FELIETON. O wyższości polonistyki w Drohobyczu i Planecie Schulz - pochodzi od web-redakcji oraz od redakcji pochodzą śródtytuły. Foto na górze: Szkoła Języka i Kultury Polskiej Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II 02-27.07.2018 / Dziedziniec KUL Lublin.
|