BRUNO4EVER. Piotr Łucjan
Tak powstawała jednodniowa wystawa Piotra Łucjana.
Czas: godz. 10.45, środa, 14 listopada 2012 roku, Brama Grodzka, Stare Miasto w Lublinie.
Uczeń Jerzego Nowosielskiego ma własny styl figuracji i własną formułę emanacji koloru, zarazem - coś z mistrza trwa w uczniu. Łucjan patrzy na ludzi z boku ale z wielkim przejęciem, i bywa bezlitosny w wypominaniu im tak nędznych jak i ambitnych przywar. Teatrum jego malarstwa ma raczej traumatyczny wymiar, bo nasycone zostało jakimś dotkliwym napięciem i niepokojem.
W 1993 roku Jerzy Nowosielski pisał o jego malarstwie: „Malarstwo Pana Łucjana jest od początku, tzn. od czasów kiedy go poznałem takie samo. Jest to malarstwo człowieka, który wydobywa ze swojego wnętrza, czyli ze świata swoich marzeń, ze świata swojej wyobraźni, gotowe już właściwie obrazy, a warsztat malarski nabyty w czasie studiów, czy dalszej już pracy artystycznej, samodzielnej, to tylko jakby pomoc "techniczna", może i bardzo ważna, ale nie konieczna, nie przesądzająca o tym co no naprawdę chce i może malować. Żeby w naszych czasach móc naprawdę malować, trzeba mieć do tego istotny "powód", wewnętrznego artystę i wewnętrzny przymus, tak jak to ma Piotr Łucjan”.
Piotr Łucjan został zaproszony na Festiwal do Drohobyczu, bo kiedyś namalował z bliżej nieznanych przyczyn obraz „Śmierć w Drohobyczu”. Pobyt w Drohobyczu na Festiwalu w 2008 roku miał dla niego znaczące konsekwencje: wpadł w sidła Brunona Schulza i atmosfery Drohobycza. Zaczął malować obrazy wpisane w kontekst tej i potem kolejnej bytności. Zarazem sięgnął bardziej esencjonalnie do prozy Schulza – i począł ją rozważać szukając przyczyn pojawiania się takich a nie innych „światów przedstawionych”, tych a nie innych rzeczy i zjawisk na kartach prozy Schulza, o takich a nie innych nazwach.
W ten sposób malarz zaczął rozwiązywać zagadkę ukrytych szyfrów Schulza. Swoje spostrzeżenie zapisywał, porządkował – i ilustrował. Powstały Słowniki Schulzowskie, opisujące Piotra Łucjana detektywistyczno-hermeneutyczne podróże w głąb twórczości Brunona Schulza. Fantazja czy realne związki pojęć i sensów? – komentują pytaniem te poszukiwania osoby, które znają Słowniki autorstwa Łucjana. Bez dwóch zdań: to wielka praca, wobec której nie można pozostać obojętnym.
Poniżej przykład jednego ze stylów słownikowej literatury Piotra Łucjana; tekst dotyczy domniemanych związków Mona Lisy i Jerzego Kotermaka, zwanego ze względu na miejsce urodzenia Jurijem Drohobyczem.
STOKROTKA CZYLI CHĘCI KUPCA Z FLORENCJI CZYLI MONA LISA W DROHOBYCZU
On, florencki sprzedawca jedwabiu Frandesco Giocondo, niewielki obraz chciał mieć w jadalni. A Lisie w ciąży puchły nogi, cierpiała na wzdęcia natrudziła się przy pozowaniu. On desek topoli pokrytych farbami nie przyjął i nie zapłacił też za trud malarza. A ona, ona, ona, Coż biedna robić miała, w pustą ścianę wpatrzona, czterdzieści lat się uśmiechała. Te trzy ostatnie w klasztorze, bo taka była ostatnia wola Francesco, który sam wdowcem był dwukrotnym.
Wizyta Lisy di Antonmaria Gherardini w Drohobyczu była, niczym innym jak, formą uprzedniego rewanżu, w którym dla młodziutkiej dziewczyny i statecznego naukowca właściwy będzie, okrojony o ciążę i kastrację, model sprzed czterystu lat: Abelarda i Heloizy.
Nim Lisa się urodziła, ród stracił majątek, a przyszły ojciec opuścił Chianti. Antonmaria Noldo Gherardini przeprowadzał się, zresztą, wiele razy, zawsze na okoliczność płacenia czynszu. W Bolonii poznał rektora tamtejszego uniwersytetu Doktora Medycyny Georgiusa Kotermaka. Gdy po kilkunastu latach spotkali się ponownie na „krańcu świata” - w Krakowie, zlecił mu edukację niespełna piętnastoletniej Lisy. Proces dydaktyczny w namiętny dyskurs wpędził myśli, a ciała - wydaje się, przekroczyły platońskie konwenanse. I choć Georgius, blisko trzydzieści lat starszy od Lisy, umrzeć miał za kilka miesięcy, zdążyli jeszcze razem uciec do jego rodzinnego miasta. Tak Lisa di Antonmaria Gherardini przekonała się, że za każdym „krańcem” jest inny „kraniec świata”. Później miała okazję przekonać się, że z „czasem” jest podobnie. Tymczasem, tego czasu - Moja Lisa w Drohobyczu!!! - krzyk ojca, artykułowany w manierze hiobowej, mocno skontrował gwar w krakowskich sukiennicach. Kochankowie rozdzieleni w dramatycznych okolicznościach, mogli już tylko pisać.
Minie jeszcze kilka stuleci nim jej listy, wraz z tymi z zupełnie innej historii, spłoną w pożarze przedszkola w Janowie.
PS. Historia krotochwilna, w której miejsca i czas zdarzeń wydają się być nie do końca wiarygodne, lecz z pewnością są niesprzeczne logicznie. Oznacza to, ni mniej ni więcej, że łatwiej jest ją udowodnić niż jej zaprzeczyć. Tyle lat, przecież, minęło od pobytu Mona Lisy w Drohobyczu.
Piotr Łucjan
* 14.XI.2012, środa, Lublin
Godz. 12-22, Brama Grodzka (Stare Miasto): plenerowa wystawa obrazów Piotra Łucjana.
Godz. 19, Hades – Szeroka, ul. Grodzka 21, Salon Ludzi Ciekawych: spotkanie z malarzem Piotrem Łucjanem o jego projekcie „Słowników Schulzowskich” (prowadzi Aleksandra Zińczuk i Grzegorz Józefczuk).
* Piotr Łucjan, rocznik 1960, malarz, absolwent ASP w Krakowie (dyplom u Jerzego Nowosielskiego, 1986). Od 2008 stały uczestnik Festiwali w Drohobyczu. Od dwóch lat przygotowuje „Słowniki Schulzowskie”, w których analizuje i ilustruje postacie i wydarzenia, stany i przedmioty opisywane lub przywoływane w prozie Schulza
|