Drohobycz, Sambor, Przemyśl. Wielkanoc i Prima Aprilis w dawnej prasie. I dzisiaj..
Co się działo przed laty w czasie Świąt Wielkanocnych, w Prima Aprilis w Drohobyczu i w innych wcale niedalekich miastach? Co pisały 113 lat temu „Tygodnik Samborsko-Drohobycki” i „Echo Przemyśla”? Jaka była codzienności i polityka czasów świątecznych? Jak żartowano, o czym szeptano? Proces policjantów, pogrzeb komunisty, zabójstwo namiestnika… I dlaczego Chaplin miałby przyjechać do Drohobycza?
W świątecznym wydaniu „Tygodnika Samborsko-Drohobyckiego” z 15 kwietnia 1900 roku niejaki Ypsylion ułożył wierszowany, sympatyczny, okolicznościowy „feljeton brukowy” (taką miał stałą rubrykę) o spiskach wielkanocnych ciast:
„… Co kilka minut w pieca wielkie łono
Torty i placki ostrożnie kładziono
Badając pilnie, czy koniec już bliski…
Tymczasem w piecu wybuchały spiski:
Makowy placek (najmniejszy z ich grona)
Zadrwił ze strucli, że ta czerwona…
Za swą siostrzycą ujęły się baby
Z tak straszną furią, że on zadrżał słaby
A w wnętrzu jego zrobił się zakalec
Twardy jak kamień, a gruby jak palec…”
„Tygodnik” (wcześniej nazywał się „Kurierem Drohobyckim”) prowadził barwną kronikę wydarzeń. Maszynista Jan Paska poparzył sobie całą twarz podczas czyszczenia lokomotywy, 6-letnia córka Dwojry Hassman została przejechana przez konie, 24-letnia Rozalia Bahrij cierpi na chorobę św. Wita i dlatego jest wożona przez rodzinę, skrępowana na furze, nie do szpitala, ale do kościoła na polewanie wodą święconą – czytamy w tym numerze.
Ale czytelnicy i obywatele zapewne żyli w tym czasie, to jest w marcu i kwietniu 1900 roku procesem 10 policjantów miejskich z Sambora, którzy zostali oskarżeni o to, że w latach 1892-1899 stosowali wobec zatrzymanych… tortury. Ich ulubionym narzędziem tortur była „żelazna maszynka ściskające palce” tak, że pękały – krew tryskała, a zatrzymany tracił przytomność. Policjanci lubowali się również w biciu ludzi skrępowanych w ten sposób, że mieli ręce związane przy kolanach. Tłukli też po piętach. Skazano ich na kary od 9 miesięcy do 6 tygodni, „na ciężkie więzienie z postem dwa razy w tygodniu i ciemnicą raz na miesiąc przez 24 godziny”. „Tygodnik” wydrukował cały akt oskarżenia i wielką szczegółową relację z procesu.
Karmił małpę preclem
Rok wcześniej, jako „Kurier Drohobycki”, pismo w numerze z 15 marca 1899 roku donosiło o bodaj najbardziej zaskakującym wypadku, jaki w czasie przedświątecznym kiedykolwiek zdarzył się w Drohobyczu. Otóż „w menażerii Kludskiego przy placu Borysławskim zaszedł temi dniami wypadek, który powinien posłużyć za przestrogę dla zwiedzającej publiczności. Pan Paweł Hach, sztygar górniczy z Borysławia, rozdawał małpom precle i jakimś sposobem podrażnił słonia…”. I słoń tak walnął go trąbą w głowę, że prawie wybił sztygarowi oko. „Może nauka nie pójdzie w las” – pointuje redaktor notki.
Okres przedświąteczny był czasem wzmożonych zakupów – i równie intensywniejszej reklamy. Najoryginalniej ogłaszał się Jan Łobos, który przy ul. Jagiellońskiej w Drohobyczu (koło kościoła) miał pracownię i skład obuwia. „Popierajcie przemysł krajowy” – czytamy w reklamie, ale ciekawsze jest to wezwanie: „Precz z tandetą wiedeńską!”
„Gazeta Jarosławska” z 1 kwietnia 1892 roku opisuje w wierszyku pewną zbieżność dat.
„Trafiła się Wielkanoc dnia kwietnia pierwszego
Kiedy siedząc mąż z żoną u stołu jednego
Żona wzięła święcone jaje
Pokrajawszy na talerz, mężowi podaje
On sięga. Ona umknie i ze śmiechem rzecze
Ta dziś Priama Aprilis hamuj się człowiecze.”
W kraju chrześcijańskim…
Po swojemu świat widziało „Echo Przemyskie”, organ stronnictwa katolicko-narodowego. W numerze z 1 marca 1900 roku na stronie tytułowej „Echa” znalazły się dwa artykuły o wielce znamiennych tytułach: „Socjalistyczne mżonki” i „Gwałty żydowskie”. I jeszcze zamieszczono kolejny fragment powieści; nosiła tytuł „Dawne czasy”!
O co chodzi z tymi gwałtami? „Echo” biło na alarm: „naprawdę dziwić się trzeba, do czego dochodzi u nas, w kraju chrześcijańskim zuchwałość i bezczelność żydowska”. A poszło o to, że niejaka Michalina Araten, córka żydowskiego kamienicznika, udała się do klasztoru Felicjanek w Krakowie, aby przyjąć chrzest. Oświadczyła, że ma już 15 lat, a jak twierdzili świadkowie, wyglądała nawet na 16 lat. Tymczasem Żydzi podnieśli larum, że dziewczyna jest dużo młodsza, decydować o sobie nie może, że są na to zeznania i papiery, lecz dziewczyna się upierała, że chce chrztu, wyrzeka się majątku ojca itd…
Prostą formułę odniesienia się do realiów świąt, obchodzonych w innym czasie przez rzymskich katolików i grekokatolików, wybrała „Gazeta Samborska”. I tak na przykład w numerze z 15 marca 1913 roku w niewielkiej notce życzy w związku ze zbliżającymi się świętami swoim czytelnikom i przyjaciołom „Wesołego Alleluja”, a w numerze z 15 kwietnia pisze, że „przed zbliżającymi się Świętami Zmartwychwstania Pańskiego, które w bieżącym roku w grekokatolickiej cerkwi przypadają 28 i 29”, „przesyłamy P.T. Prenumeratorom i Czytelnikom naszym grekokatolickiego obrządku szczere życzenia Wesołych Świąt”.
…a Potocki hnyje
Bardzo ostro w relacjach polsko-ukraińskich było w okolicach Wielkanocy 1908 roku. 12 kwietnia we Lwowie został zastrzelony hr. Andrzej Potocki, namiestnik Galicji, wcześniej – marszałek Sejmu Krajowego Galicji. Mordu dokonał Mirosław Siczyński, student III roku filozofii, syn ks. Mirosława Siczyńskiego, byłego posła na Sejm, ideologa ruchu ukraińskiego. Jak uważa część historyków, obaj, zabity i zabójca, padli ofiarą atmosfery wytworzonej przez polskich i ukraińskich nacjonalistów.
Napięcie było takie, że na przykład w Przemyślu wszystkie obiekty instytucji ukraińskich były strzeżone przez policję, także w czasie świąt. Mnożyły się prowokacje i swawolne zachowania. „Gazeta Przemyska” opisuje w wydaniu z 17 kwietnia 1908 roku, że grupa gimnazjalistów ukraińskich wprawiła się w stan nietrzeźwości po wizycie w różnych obskurnych szynkach, po czym na Rynku wznosiła hasła i „szatańskie” śpiewy, że „nasz Siczynski haj żyje, a Potocki haj hnyje” i ogólnie „na pohybel Lachom”. Zajęła się nimi policja. Z powodu wydarzeń i żałoby burmistrz Przemyśla ogłosił, że tradycyjnego spotkania „święconego w tym roku nie będzie”.
Na szczęście, w święta lał deszcz, nikomu nie chciało się wychodzić na ulice, nawet w Śmigusa żartownisie zaniechali aktywności z powodu deszczu. „Wszyscy siedzieli w domu, zajadając święcone” – konkluduje „Gazeta Przemyska”.
Pewnie przed świętami tak jak w Przemyślu, było w wielu miastach i miasteczkach. Obok napięć narodowych, były obyczajowe. „Gazeta” narzekała, że przed świętami, w czasie tzw. porządków, „z otwartych okien wytrzepuje się ścierki i sypie kurzem na przechodniów”, a „na gankach już od 5 rano trzepią dywany”.
Ponadto, życie toczyło się po swojemu. Jak wynika z kroniki wypadków, akurat wtedy szwaczka Stefania Bargielska, córka dróżnika miejskiego, wypaliła do siebie z pistoletu i jej stan jest beznadziejny, a pokojówka pewnej pani Franciszki ukradła jej tuzin koszul damskich i 6 spodni.
Komuniści i samolot
„Echo Karpackie” z 27 marca 1927 roku opisało pogrzeb Bronisława Chemiczewskiego, prezesa związku komunistycznego, jaki odbył się 16 marca w Drohobyczu. Tłum robociarzy różnych wyznań przeszedł powoli w kondukcie przez całe miasto, od czasu do czasu śpiewając pieśni komunistyczne. Trwało to dość długo, więc kiedy tłum dotarł na cmentarz, komendant drohobyckiej policji Kruczek zablokował możliwość wygłaszania przemówień i wezwał do opuszczenia cmentarza.
„Echo” pisało: „Jeszcze jedna bolączka dotknęła Drohobycz, to zniewaga cmentarza. Czyż kołtuny drohobyckie nie wiedzą o tem, że miejsce wiecznego spoczynku powinno być świętą relikwią dla każdego człowieka? Nie zapominajcie, że tam wasi praojcowie pochowani (…). Władze bezpieczeństwa i całe społeczeństwo powinno energicznie tę otumanioną komunistyczną zgraję zniszczyć, a winnych pociągnąć do surowej odpowiedzialności”.
No i 19 marca 1927 roku w Stryju rozbił się samolot pilotowany przez Przemysława Sussa z pułku ze Stryja. Rozbił się w nader szczególnych okolicznościach, podczas bardzo uroczystych obchodów imienin Marszałka Józefa Piłsudskiego. Maszyna typu Potez leciała na wysokości 300 metrów, zeszła na 200 i pilot wyłączył silnik, aby pokołować nad centrum uroczystości, i potem, kiedy chciał znowu się wznieść, silnik już nie zapalił. Pilot sprawnie odleciał, trafił jednak na niewielkie wzgórze, maszyna koziołka wywinęła, ale pilotowi i jego koledze nic się nie stało.
A gdyby przyjechał Chaplin
„Przyjechałem do Drohobycza celem dokładnego poznania tutejszych typów ludzkich, które podobno są bardzo interesujące” – opisuje wyimaginowane wypowiedzi Chaplina w świątecznym felietonie numeru „Głosu” z 1 kwietnia 1931 roku Henryk Lowenberg. Felietonista zastanawia się, po co mógłby przyjechać do Drohobycza Chaplin? „Studium to przyda mi się do mego nowego filmu „Cienie małego miasteczka”. Mają to być ludzie, którzy uchodzą za poważnych, a w rzeczywistości są błaznami (…), wpływowych polityków bez programu i bez partii…”
Z kolei w numerze z 1 kwietnia 1934 roku drohobycki „Głos”, który lubił żartować, zamieścił Kronikę Primaaprilisową. Podaje w niej, że niebawem do Drohobycza przyjedzie Jan Kiepura, że na „górce” przy więzieniu Polskie Radio stawia maszt radiowy i że w czasie poszukiwań źródeł wody dowiercono się do ropy, z czego magistrat drohobycki się cieszy, bo z ropy pokryje koszta pożyczki wodociągowej…
Co do gwiazd i gwiazdorów, to faktycznie, już 13 kwietnia 1931 roku w Sali Sokoła w Drohobyczu wystąpiła Hanka Ordonówna, „niezrównana gwiazda scen stołecznych i zagranicznych”.
Wypisywał: Grzegorz Józefczuk
Post Scriptum. 2013. Tradycję żartów Pierwszokwietniowych kontynuje w Drohobyczu twórczo portal internetowy majdan.drohobych i dziennikarz Leonid Golberg. Właśnie majdan ogłosił, że Roman Pastuch, autor wielu książek historii Drohobycza, amator historyk, wyzwał na pojedynek prof. Leonida Tymoszenko, dziekana Wydziału Historii Uniwersytetu w Drohobyczu. Profesor wyśmiewa (do łez, my także) twierdzenie, że Drohobycz jako miasto ma 925 lat! I wiele innych frywolności historii, które wspiera Pastuch. Ale to nie koniec: majdan podaje, że FrankoFest, nowy super festiwal wymyślony przez drohobycka młodzież będzie miał nadzorcę, dyrektora z urzędu, Lubomira Sikorę. To nie wszystkie tegoroczne żarty majdanu ad 2013…
|